Ostatnio pojawiła się bardzo ciekawa dyskusja dotyczący min. tego, że rodzice którzy znają diagnozę
swojego dziecka już jakiś czas, insynuują lub też „ wmawiają „ ( sama nie wiem
jak to nazwać )rodzicom nowo zdiagnozowanych dzieci , iż istnieje forma leczenia lub wręcz
wyleczenia ceroidolipofuscynozy. Że niby
dajemy im złudną nadzieję iż istnieje
skuteczna terapia. A wszystko to
podparte jest tym, iż ktoś powiedział w reportażu ( mi osobiście nie znanym) że
cyt: „to jedyna szansa na uratowanie życia „ . Chodzi oczywiście o terapię genową w Nowym
Jorku. Naprawdę nie wiem skąd takie
przypuszczenia ale ja osobiście nigdy nikomu nie powiedziałam że chorobę
Battena da się leczyć, lub chociażby zatrzymać i podejrzewam że nikt tego nie
powiedział bo znamy realia jakie są. Zarzuca się "nowym"rodzicom, że używają tego typu
sformułowań „ to jedyna szansa na uratowanie życia „. Pytam
się więc, dlaczego to tak bardzo niektórych boli, czy nie żyjemy w państwie
demokratycznym, gdzie każdy może swobodnie wyrażać swoje zdanie, i nazywać
rzeczy tak jak mu to rozum podpowiada. Jak wiec
ci „ nowi „ rodzice maja nazwać
terapie w NY ???? Być może dla nich to jest właśnie jedyna szansa i jeśli tak to postrzegają to uszanujmy to. Powiem więcej,
ja niejednokrotnie to tak nazywałam , dla mnie to była szansa na życie dla
Anetki, kiedy to my czekaliśmy na NY. I wiele innych osób właśnie to tak
nazywało, tylko że dziś brak im odwagi żeby to jasno powiedzieć, to zwykli
tchórze. I dziś śmią pouczać innych. To po pierwsze , a po drugie to fakt iż mamy już
doświadczenie z tą chorobą i wiemy o niej znacznie więcej, niż „nowi” nie
upoważnia nas do pouczania ich jak mają postępować. Myślę, a raczej jestem
pewna, że umieją oni czytać i wyciągać odpowiednie wnioski z informacji
zawartych w sieci, że naprawdę nie trzeba ich dodatkowo uświadamiać, tym bardziej że niejednokrotnie są to bardzo inteligentni ludzie. Dziś o
terapii w NY wiemy znacznie więcej niż kilka lat temu, dlatego myślę że nikt
nie wpaja nikomu że jest tam forma leczenia. Przypomnijcie sobie jak Wy zachowywaliście
się kilka lat temu, kiedy oczekiwaliście na rekrutację. Pamiętacie???? Jak nie
to ja Wam przypomnę, „ Dajcie nam szansę powalczyć o życie naszego dziecka”, „
Terapia w NY jedyna szansa na życie „. Wtedy można było to tak nazwać, dziś nie
!!!! Czy jak zbieraliście pieniądze na wyjazd to nie zbieraliście na „ LECZENIE
„ !!!!!!! .Cofnijcie się kilka lat wstecz , przypomnijcie sobie te dramatyczne
chwile kiedy każdy dzień bez informacji ze Stanów był koszmarem. Wtedy nic się nie liczyło tylko to by dostać się
na terapię. Dziś osoby które kiedyś z sercem w gardle wyczekiwały na odpowiedź
ze Stanów dziś śmią powiedzieć „ nie
róbcie nic bo to i tak nic nie da”!!!!! Wstyd. Jak ten rodzic ma się czuć
słysząc takie słowa, czy Wam kiedyś ktoś tak powiedział????Skąd macie tę pewność że to nic nie da? Dziś potraficie się
wymądrzać bo jesteście w zupełnie innej
sytuacji niż ci przed którymi stoi dylemat „co dalej”. Wy nie musicie się już nad
tym zastanawiać, los sam zadecydował. Dziś mówicie o tych rodzicach którzy robią
wszystko aby ich dzieci mogły wziąść udział w terapii w NY że są nienormalni,
że Wy byście nie polecieli już teraz mając te informacje które macie. Tzn. jakie
informacje się pytam??? Że znów coś gdzieś ktoś powiedział, czym popieracie to
stwierdzenie żebyście nie polecieli?? Chyba tylko tym że za bardzo nie macie
wyjścia, że nie możecie nic innego powiedzieć. Wydaje mi się że im zazdrościcie
że oni być może polecą, być może spróbują, zrobią coś czego Wy nie zrobiliście !!! Jaki sens ma stwierdzenie " Twoje dziecko jest młode, walcz", powiem Wam, ma ogromne znaczenie i ma sens. Dla tych co nie wiedzą lub nie rozumieją tych słów, powiem tak że kluczowym kryterium decydującym o przyjęciu dziecka na terapię jest jego stan fizyczny.Wiec takie trudne do pojęcia jest to iż wcześniej tym lepiej, że dziecko im jest młodsze tym ma większe szanse bo jego stan fizyczny i psychiczny jest jeszcze w miarę dobry. Nie umiesz tego zrozumieć? Zgadzam się że trzeba mówić prawdę choćby ona
była najboleśniejszą z prawd, ale nie macie prawa odbierać nikomu nadziei. I
powiem Wam jeszcze tak , dla mnie osobiście ten czas gdy oczekiwałam na odp. ze
Stanów był wręcz zbawienny. Trwało to prawie dwa lata ale wiecie co, przez te
dwa lata robiłam wszystko by jak tylko dostaniemy pozytywną odp. być gotową do podjęcie
tej próby, gotową psychicznie, finansowo, merytorycznie, po prostu pod każdym
względem. To były miesiące spędzone przed komputerem , wszystko po to by dograć każdy szczegół. Owszem, stało się inaczej i nie dostaliśmy tej szansy ale mam
poczucie że nie było to czas stracony, że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy.
Ten czas pozwolił mi trochę zaakceptować te chorobę. Decyzja ze Stanów bardzo
bolała ale fakt że pokładałam w tej terapii wielką nadzieję pozwolił mi przetrwć najgorszy okres w mym życiu, ten zaraz
po diagnozie. Jeśli nie wiesz co to znaczy dostać odmowną informacje to się nie wyrażaj na ten temat !!! Dziś bardzo podziwiam rodziców którzy byli w Stanach na rekrutacji ale ich dzieci się nie zakwalifikowały, podziwiam Was za to że dajecie sobie radę, że walczycie każdego dnia i się nie poddajecie. Dla rodziców dzieci niedawno zdiagnozowanych mam tylko jedną skromną radę; nie działajcie pochopnie, nie przejmujcie się gadaniem innych, rozważcie wszystkie za i przeciw. Pamiętajcie, to Wasze dziecko i sami decydujecie o tym jakie kroki podejmiecie i jakąkolwiek decyzję podejmiecie będzie ona dobra bo Wasza i wszyscy bezwzględnie powinni ja uszanować.
PS.
Nie obchodzi mnie to czy komuś weszłam na ambicję, piszę to
co myślę i czuję, jeśli się z czymś nie zgadzam to piszę to wprost bo mam do
tego prawo . I zrobię to po raz kolejny i kolejny, bez względu na to, czy
narażę się na krytykę , na obgadywanie i oczernianie poza plecami. Jeśli Ty właśnie
tak postępujesz to masz ogromny problem,
jesteś bardzo malutkim człowiekiem , pozbawionym odwagi by sprzeciwić się komuś
kto wydaje ci się „fajny”. Boisz się by tej osoby nie urazić odmienną opinią bo
jeszcze się obrazi i co wtedy , z kim
wtedy poobrabiasz tyłki innym!!! To by
dopiero była strata. Zupełnie nie zależy mi na ludziach fałszywych, zupełnie a
niestety ale nie brakuje ich wokoło. Żal mi niektórych osób że pomimo tak
strasznej choroby swojego dziecka nie nauczyli się zupełnie niczego, żadnego
szacunku dla innych, wszyscy są głupimi kretynami prócz nich. Bardzo mi Was
żal, bo zamiast skupić się na szanowaniu i cieszeniu się czasem jaki pozostał
Wam z waszymi dziećmi, skupiacie się na tym by kogoś zmieszać z błotem. Przemyślcie
to sobie z spokoju i w zgodzie z własnym sumienie czy przypadkiem nie mam racji.
Dziś zablokowałam możliwość komentowania tego posta w sposób anonimowy. Niektórzy piszą naprawdę ostro, szkalują ile wlezie, piszą tak że aż ciary przechodzą po plecach :) Tyle tylko że zapomnieli się pod swoimi słowami podpisać imieniem i nazwiskiem. Chowanie się za anonimem jest bardzo słabiutkie i tchórzliwe. Żenada pani Małgorzato, żenada.
OdpowiedzUsuń